Dnia wylotu strasznie się obawiałam :( z jednej strony wielka radość! "Wreszcie opuszczę granice naszego pięknego kraju :D" a z drugiej..." matko Kochana!! jak ja sobie poradzę!! "naglę zapomniałam jak się wysławiać! Nogi jak z waty przed wylotem! Jakaś masakra! "Łooojj czy walizka nie za ciężka?!", "czy dolecimy Egipskimi liniami?!" - masę niepotrzebnych myśli przechodziło mi przez głowę. Ale cóż taka już jestem ;)
W rzeczywistości wszystko odbyło się szybko i bez problemów. Lot spokojny, nocne widoki z góry zapierały dech w piersiach. A sama Hurghada przywitała nas niesamowitym uderzeniem suchego, ciepłego powietrza ...
I wyłudzaczami bakszyszu >:/
Do hotelu "Aladdin" dotarliśmy późno w nocy. Po otrzymaniu kluczy boy hotelowy, śmiesznie przebrany, zaprowadził nas do pokoju... dziwnie krętymi drogami - chyba żeby dostać większy "bakszysz";)
Po całej wędrówce nie wiedzieliśmy jak dotarliśmy do naszej sypialni ;) zmęczenie nie pozwoliło nam się długo nad tym zastanawiać ... ;) szybki prysznic i spać...